"Sounds That Can't Be Made" już w sprzedaży"

14 września ukazał się nowy studyjny album Marillion; „Sounds That Can’t Be Made", w krajach; Wielka Brytania, Szwajcaria, Szwecja, Rosja, Norwegia, Holandia, Niemcy, Francja, Finlandia, Dania, Czechy, Bułgaria no i oczywiście w Polsce. Na albumie znajdziemy 8 premierowych kompozycji: Gaza, Sounds That Can’t Be Made, Pour My Love, Power, Montreal, Invisible Inc, Lucky Man, oraz The Sky Above The Rain. Album nagrywany w tym roku w Racket Studio, oraz należącym do Petera Gabriela Real World Studio. Powstawał również w przerwach podczas czerwcowej trasy po Ameryce Północnej. Album ukazał się w wersji standard (jewel case) oraz w pięknej wersji deluxe, która zawiera dodatkowo DVD z blisko 1,5 godzinnym The Making Of Sounds… gdzie możemy się przyjrzeć jak powstawał album, oraz posłuchać co o nim myślą sami muzycy. Dodatkowo mamy pełne wykonanie w studio utworów Power i Lucky Man, które zespół przygotował w pierwszej kolejności z myślą o trasie po USA i Kanadzie, oraz wykonanie Power z próby przed jednym z tych koncertów w Toronto, a także fragmenty ze studia Pour My Love oraz Sky Above The Rain. Za DVD odpowiada Tim Sidwell. Wersja deluxe zawiera również 128 stronnicową okładkę, do której grafikę zrobili; Antonio Seijas (Gaza), Simon Ward (Sounds That Can’t Be Made, Invisible Inc), Andy Ward (Sounds That Can’t Be Made),  Marc Bessant ( Pour My Love),  Carl Glover (Power, Lucky Man), Andy Wright (Montreal, Invisible Ink), NASA/ESA (Sky Above The Rain, Sounds That Can’t Be Made). We wkładce znajdują się również pierwsze 500 nazwisk osób, które zakupiły album w wersji pre-order. Naprawdę piękne wydanie, polecam. Sprzedaż pre-order ruszyła 1 kwietnia tego roku, natomiast Fani, którzy zakupili album do 1 czerwca, brali udział w losowaniu atrakcyjnych nagród i wejściówek na koncerty. Teksty na albumie napisał Steve Hogarth z pomocą John’a Helmer’a w przypadku Pour My Love. Album wyprodukował i zmiksował Michael Hunter oraz Marillion. Album nie ukazał się do tej pory w żadnej wersji promo, oraz nie ukazał się jak na razie żaden singiel promujący. Trwa ponad 74 minuty…
 
Otwiera go 17 minutowa Gaza, gdzie po blisko minutowym wyciszonym wstępie, następuje pierwsze zaskoczenie i dość mocne brzmienie zespołu, które szybko łagodnieje lekkim głosem Steve’a Hogarth’a. Po kolejnych sekundach jednak utwór ponownie przyśpiesza serwując nam coraz bardziej nowoczesne i skomplikowane dźwięki. W piątej minucie następuje kolejne piękne wyciszenie, słyszymy głos H na tle pastelowych dźwięków Marka, co dalej przerywa pięknie Ian na perkusji. Napięcie znów powoli przez kolejne minuty rośnie i utwór przechodzi w drugą jeszcze piękniejszą fazę, pełną niezapomnianych dźwięków praktycznie każdego z muzyków zespołu. W utwór, pełni zaangażował się cały zespół i praktycznie każdy z nich wspiął się na swoje wyżyny. W 10 minucie mamy piękny głos H, przypominający klimatem ten z czasów Brave. To przez kolejne cztery minuty jeden z najmocniejszych emocjonalnie fragmentów utworu, zwieńczony przepiękną solówką Steve’a Rotherego.
 
Dalej kolejna zmiana tępa i powoli utwór zaczyna budować zakończenie, z pięknymi chórkami H w tle…
Utwór jest skomplikowany nie tylko muzycznie ale też tekstowo, dotyczy bowiem sytuacji w Strefie Gazy i konfliktu Izraelsko-Palestyńskiego. H opowiedział pięknie historię dzieci, żyjących w obozach uchodźców, umiejętnie nie mieszając się w politykę, a ukazując krzywdę jaka dzieje się od lat ludziom, którzy mieli najmniejszy wpływ na to wszystko wokół. Wspaniale to wszystko razem współgra. Utwór pod względem ładunku emocji oraz ekspresji wykonania można porównać tylko z The Invisible Man. Zdecydowanie polecam wielokrotne przesłuchanie tego utworu aby w pełni go ogarnąć i dostrzec.
 
Kolejny utwór na płycie to 7 minutowy utwór tytułowy. Sounds That Can’t Be Made stylistycznie wydaje się podobny do poprzedniego utworu. To kolejny mój faworyt na płycie. Jednak jest on zdecydowanie lekki i bardziej pozytywny. Łatwy w odbiorze i przyjemny w słuchaniu. Utwór mógłby spokojnie w wersji Radio Edit znaleźć się na singlu promującym ten album z dużym powodzeniem. Jednak nie daje się tak łatwo zaszufladkować. Ma podobną budowę i moc co The Other Half z albumu Somewhere Else. Utwór w czwartej minucie zmienia tempo, Mark maluje kolejne pejzaże i nagle wchodzi kolejna wspaniała na tym albumie solówka Steve’a Rotherego, która wraz z pięknym, bogatym głosem H, biegnie przez kolejne dwie minuty do końca utworu. Jedna z najpiękniej zaśpiewanych kompozycji na płycie. 
 
Pour My Love to kolejne zaskoczenia na albumie. Piosenka bo tak tylko można ją nazwać, ciągnie się przez sześć minut i naprawdę niewiele się w niej dzieję. Jednak tak właśnie miało być. Utwór pozornie wydaje się kolejną piosenką o miłości, tęsknocie, jednak ma naprawdę dużą głębie, głównie dzięki H. To zdecydowanie jego utwór. 
 
Zrobiło się przebojowo na płycie, a to jeszcze nie koniec. Zaczyna się promujący cały album utwór Power. Utwór o wielkiej mocy i niezwykle chwytliwy. Dzięki ciekawemu tekstu i świetnej aranżacji robi praktycznie na każdym kto zetknął się z utworem spore wrażenie. Jest też zdecydowanie łatwiejszy w odbiorze. Stylistycznie kolejny i chyba już ostatni raz w tak genialny sposób zbliżamy się do Marbles. Świetne sześć minut, podtrzymujące poziom pierwszych dwóch kompozycji. Jest to również utwór, który jako pierwszy ujrzał światło dzienne z całej płyty.
 
Płyta zaczyna się powoli wyciszać. Kolejne czternaście minut należy do utworu Montreal, zainspirowanego niezwykłym sentymentem jakim darzy to miasto H i relacji między Marillion a publicznością jaka powstawała za sprawą licznych koncertów w tym mieście, głównie podczas dwóch ostatnich Weekendów, ale również podczas ostatniego niezapomnianego koncertu z 19 czerwca. Tekst zgrabnie opowiada o pięknym i ciepłym przyjęciu jakie im zgotowali Fani, tak daleko od domu, w tym zimnym mieście, oraz o wyczekiwaniu na ten niezapomniany występ... 
Muzycznie, utwór świetnie oddaje nastrój; zaczyna się bardzo chłodno, ale po kilku minutach głos H robi się coraz bardziej ciepły i w muzyce zaczyna się więcej dziać. Naprawdę trzeba pochwalić Pete’a za niesamowity bass podkreślający kolejny fragment utworu. W ósmej minucie przy wejściu Marka, zaczyna się najpiękniejszy i najbardziej wzniosły moment utworu, który trwa kolejne dwie minuty. Pozostałe cztery minuty powoli kończą i wyhamowują utwór. Właściwie można odnieść wrażenie, że ten utwór jest zbyt długi, zarówno początek jak i koniec utworu mogłyby zdecydowanie szybciej się rozwijać, jednak dzięki temu utwór podtrzymuje i podkreśla swój wyjątkowy klimat. Teoretycznie miejsc gdzie Marillion został wyjątkowo przyjęty jest na świecie wiele, ale sposób w jaki zostało to zinterpretowane przez H po przez jego dość osobisty tekst i Marillion, wydaje się dość specyficzne i pasujące przede wszystkim do miasta Montreal.
 
Invisible Inc początkowo stara się podtrzymać klimat poprzedniego utworu. Jednak po chwili głos H zaczyna przyśpieszać a utwór zaczyna się rozwijać. Wchodzi delikatna cymbałka i gitara i nagle robi się naprawdę głośno, wręcz chaotycznie tak jak tekst również wydaje się chaotyczny. Utwór jest najkrótszym utworem na płycie ale trwa niecałe sześć minut. Przypomina mi trochę Marbles ale w wykonaniu The Damage. Utwór trzyma poziom płyty, ale kompletnie nic do niej nie wnosi, nie jest ani przebojowy, ani zbytnio skomplikowany. Mimo wszystko trudno mi jest słuchając go powiedzieć, że jest to najsłabszy moment płyty.
 
Kolejny chwytliwy utwór na płycie (płyta jest momentami bardzo przebojowa :) ) to Lucky Man. Zapadający w pamięci refren i ciekawy tekst, oraz dość prosta budowa utworu sprawia, że utwór mógłby być wydany na singlu, ale zdecydowanie nie polecałbym na pierwszym, raczej trzecim lub czwartym. Utwór jest szybki i długi (prawie siedem minut), H pięknie śpiewa i interpretuje ten tekst, ładnie akcentując wybrane momenty, ale ma się wrażenie że refren jest zbyt często powtarzany, a w utworze mogło by się zdecydowanie więcej dziać. Stylistycznie według mnie utwór pasował by również na płytę Somewhere Else. 
 
Wreszcie po dwóch słabszych momentach płyty nadchodzi finał w postaci The Sky Above The Rain. Ten dziesięciominutowy utwór jest naprawdę wyjątkowy. Bardzo prosty w swojej budowie tworzy niesamowity klimat i posiada bardzo wzruszający tekst. Zresztą H ponownie pięknie go zaśpiewał. Zaczyna się delikatnym fortepianem Marka. Po chwili wchodzi delikatna gitara Rotherego, głos H i tak praktycznie jest niemal do samego końca. Delikatnie budując nastrój i przyśpieszając bardzo powoli, praktycznie się nie rozpędzając zbytnio. Utwór pięknie sobie płynie. Zupełnie nie mogę tego wyjaśnić, ale głównie początkowe dźwięki fortepianu przywodzą mi na myśl właśnie widoki nie z tej ziemi i co ciekawe grafikę do tego utworu uzupełniają zdjęcia NASA/ESA z kosmosu. Utwór w ostatnich dwóch minutach ma bardzo piękny i wzniosły fragment, który cudownie kończy ten album.
 
Jeden z moich ulubionych fragmentów płyty. Utwór zdecydowanie bardziej zapadający w pamięci niż Montreal i pięknie zwieńczający ten album. 
 
"Sounds That Can’t Be Made" to album trzymający poziom od początku do końca, naturalnie posiadający zarówno te momenty genialne jak i słabsze. Do momentów najbardziej genialnych zaliczam szczególnie drugą cześć utworu Gaza, również drugą część utworu Sounds…, środek Montreal i koniec  Sky… Słuchając tej płyty odnosi się wrażenie, że tych pięknych momentów mogło być znacznie więcej na zasadzie rozwinięcia tych, które już istnieją a płyta spokojnie mogła by być krótsza i pomijać te fragmenty mniej udane. Jednak trzeba przyznać, że jest to jedna z bardziej równych płyt w dorobku Marillion. 
Utwór Gaza jest zdecydowanie dziełem całego zespołu, jednak za cały album chciałbym przede wszystkich pochwalić Marka Kellyego, który zdecydowanie i naprawdę pięknie udziela się w każdym utworze, oraz Steve’a Hogartha, który pięknie zaśpiewał ten album, wznosząc się na swoje wyżyny. Jest to zdecydowanie najlepiej zaśpiewany album od czasów Marbles. Również warto zauważyć, że utwór Gaza jest zdecydowanie bardziej skomplikowanym utworem, odróżniającym się według mnie dużo od prostszej reszty płyty. 
 
Zbyt wcześnie na bardziej szczegółową ocenę, ale album ma u mnie 4 gwiazdki na pięć możliwych.
 
Kolejny etap poznania nowego materiału to koncerty Marillion w Polsce, które odbędą się 27 listopada we Wrocławiu, 28 listopada w Krakowie i 29 listopada w Warszawie. Podobno Gaza na koncertach brzmi niesamowicie.
Do tej pory Marillion podczas trasy po UK, we wrześniu grał na każdym koncercie po cztery utwory: Gaza, Sounds That Can’t Be Made, Power, The Sky Above The Rain. 
Według mnie zdecydowanie najlepsze utwory na płycie…
 
Sounds That Can't Be Made  
****
1. Gaza 17:31 
2. Sounds That Can't Be Made 7:16 
3. Pour My Love 6:02 
4. Power 6:07 
5. Montreal 14:04 
6. Invisible Ink 5:47 
7. Lucky Man 6:58 
8. The Sky Above The Rain 10:34
 
DVD: Making Sounds (Feature Length Documentry)